słodko-gorzki neo-noir
“The Kid Detective” to przykład na ciekawą zabawę motywami kina noir przeniesioną w środowisko nastolatków. Pomysł wcale nie nowy, bo najgłośniejszy tytuł z tego podwórka to oczywiście “Brick” Riana Johnsona (ja jeszcze polecam “The Assassination of the High School President”), jednak to co wyróżnia debiut Evana Morgana to umiejętne żonglowanie gatunkami jak i tonem swojej historii.
“The Kid Detective” już przez sam tytuł sugeruje jakąś słodką komedię o genialnym dzieciaku i ten disnejowski spin jest motywem wyjściowym do prezentowanej opowieści. Abe Applebaum w dzieciństwie był chlubą swojego miasteczka, gdyż potrafił bezbłędnie rozwiązywać drobne przestępstwa. Dobra passa skończyła się wraz z zaginięciem córki burmistrza – sprawy która dwadzieścia lat później nadal nawiedza sumienie naszego bohatera, ponieważ nigdy nie znaleziono prowodyra porwania. Abe, teraz trzydziestoparoletni dni spędza głównie na leczeniu kaca i samoużalaniu się nad sobą. Wszystko się zmienia gdy do jego drzwi puka nastoletnia Caroline i wynajmuje go do rozwiązania morderstwa jej chłopaka.
“The Kid Detective” to produkcja, którą najlepiej mogę opisać jako osobliwą komedię Wesa Andersona, na którą wylano spore wiadro ponurego egzystencjalizmu. Film poprzez postać Abe’a pokazuje słodycz i naiwność dzieciństwa, która z wiekiem zamienia się w gorycz i rozczarowanie dorosłością. Abe nie potrafi zerwać z przeszłością, głównie przez swoje ego ale także ciężar oczekiwań. Przez co konfrontacja z teraźniejszością i szczere spojrzenie w głąb siebie jest dla naszego bohatera ścieżką, którą woli omijać. Jego bolączki i życiowe zagubienie znakomicie oddaje Adam Brody w roli tytułowej, z taką samą szczerością ukazując tragizm ale także i komizm swojego bohatera.
“The Kid Detective” to rzecz mocno słodko-gorzka. Wraz z rozwojem sprawy, ton opowieści zaczyna skręcać w zaskakujące rejony a fabuła ulega sporej subwersji. I właśnie ta wolta jest najmocniejszą stroną filmu. “The Kid Detective” to dla mnie taki “hidden gem”, który obok “Come to Daddy” jest moim ulubionym “osobliwym debiutem” tego roku.