Giallo po amerykańsku?
Archiwa tagu: John Carpenter
Ścinki #6
Czyli cotygodniowy zbiór rzeczy mniej ważnych, ale również wartych wspomnienia.
Coś się ruszyło…
…w sprawie nowej wersji mojego horroru numero uno, czyli „The Thing” Johna Carpentera. Serwis Bloody Disgusting podał pierwsze informacje dotyczące planowanego prequela tego filmu grozy z roku 1982 (który sam był przeróbką obrazu Howarda Hawksa „The Thing From Another World” z 1951roku). Strona internetowa zamieściła szczegóły nowego scenariusza:
W skrypcie autorstwa Ronalda D. Moore’a, historia opowiedziana jest z punktu widzenia obozu norweskich badaczy. Badania amerykańskiej ekspedycji naukowej stacjonującej na Antarktydzie zostają przerwane przez grupę zachowujących się irracjonalnie Norwegów. Skandynawowie ścigają i próbują zastrzelić uciekającego psa, gdy ich helikopter niespodziewanie rozbija się.
W nocy, przygarnięty przez Amerykanów pies zaczyna mutować i atakować inne psy zamknięte wraz z nim w klatce, biorąc się niedługo potem również za członków ekspedycji. Naukowcy zdają sobie sprawę z tego, iż mają do czynienia ze zdolną do przybrania jakiegokolwiek kształtu obcą formą życia , która w między czasie zdążyła już przejąć kontrolę nad ciałem jednego z mieszkańców stacji. Tylko którego?
I to niby ma być 'prequel’? Toż to bezczelny remake! Kolejny. Totalnie niepotrzebny. Już widzę oczyma wyobraźni ową 'nową wersję’ – wypełnioną po brzegi masą efektów komputerowych i obsadą aktorską z cukierkowych seriali młodzieżowych. I pewnie wcisną tam jeszcze jakąś babkę biegającą w obcisłym podkoszulku w czterdziestostopniowym mrozie.
Co za czasy… słowa takie jak 'oryginalność’ i 'kreatywność’ powoli odchodzą do lamusa.
Dokąd zmierzasz Janku Cieślo?
John Carpenter to kolejny, bez cienia przesady, kultowy reżyser horrorów i filmów sci-fi, który nie potrafi chyba odnaleźć się w realiach końca XX i początku XXI wieku. Co prawda wyszedł mu epizod w pierwszej serii „Masters of Horror”, ale na resztę jego późniejszych produkcji spuśćmy litościwie zasłonę milczenia.
Ostatnim pełnometrażowym filmem Carpentera były „Duchy Marsa”, które premierę swą miały w 2001 roku. W międzyczasie pojawiały się różne tytuły potencjalnych nowych produkcji reżysera (po głowie kołacze mi się np. tytuł „13th Apostle”), ale żaden z tych projektów nie zbliżył się nawet do fazy preprodukcji.
Obecnie Carpenter łączony jest z trzema tytułami: „Riot” – mocnym dramatem więziennym z Nicolasem Cage w roli głównej, „LA Gothic” – horrorem opowiadającym o ciemnej stronie Miasta Aniołów oraz „The Prince”. O tym ostatnim filmie wiadomo do tej pory relatywnie najwięcej. Według wczesnej wersji scenariusza ma to być historia gangstera trzęsącego podziemiem Las Vegas, który w pewnym momencie wycofuje się z biznesu, wyprowadza na prowincję i stara się w bogobojnym duchu wychować córkę. Z tym że przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć – gdy córka znika a trop prowadzi z powrotem do Vegas, bohater będzie musiał znowu wykazać się tym w czym był onegdaj najlepszy.
Trochę mi to się kojarzy z „Historią Przemocy” Cronenberga, ale scenarzysta Jeremy Passmore określa swoje dzieło jako „The Unforgiven” w gangsterskich realiach. Brzmi fajnie, ale… pożyjemy, zobaczymy.