„Nie zadzieraj z dobrym scenariuszem” – wywiad z Wojciechem Jeżowskim, reżyserem „One of us”

Na początku lipca prezentowaliśmy Wam zwiastun nowej, polskiej krótkometrażówki science-fiction. Produkcja „One of us” jest już na ukończeniu. Niedługo premiera, toteż postanowiliśmy zadać kilka pytań jej twórcy – Wojciechowi Jeżowskiemu.

Na wstępie chciałbym pogratulować niesamowitego sukcesu „There is a city”. 2 miliony wyświetleń świadczą o tym, że to doskonały materiał, upamiętniający nie tylko rocznicę, ale potencjalnie mogący również służyć promocji Muzeum Powstania Warszawskiego. Aż prosi się o wyjście z nim poza Internet. Czy dostałeś może jakieś propozycje z tym związane? To była spontaniczna akcja, czy nosiłeś się z tym pomysłem już od jakiegoś czasu?

Dzięki. Pomysł nakręcenia ludzi zatrzymujących się na ulicach Warszawy w Godzinę “W” narodził się spontanicznie. Od pomysłu do realizacji minęło kilka dni. Bardzo szybko znalazła się grupa ludzi, którzy podchwycili pomysł i stawili się ze swoim sprzętem zdjęciowym na czas. Sukces filmu pomaga otwierać niektóre drzwi. Nie wszystkie i nie od razu.

httpv://www.youtube.com/watch?v=Ejd2rsXoQSI

Mieszkamy w kraju, gdzie kino fantastyczne w zasadzie nie powstaje. Profesjonalne produkcje z ostatniej dekady można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak są to głównie filmy krótkometrażowe. Nagradzane i cenione na całym świecie studio, takie jak Platige Image ma problemy z zebraniem finansowania na „Hardkor 44„, a najwięcej sci-fi można znaleźć w produkcjach kierowanych do dzieci. Z czego to wynika Twoim zdaniem?

To samo można powiedzieć ogólnie o kinie gatunku w Polsce. W Polsce realizuje się podobne filmy do tych sprzed 10 czy 20 lat. Komedie kryminalne, komedie romantyczne, epopeje historyczne i naturalistyczne filmy o trudnym życiu. Filmy gatunkowe… te dobre… można policzyć na palcach jednej ręki. “Pół serio”, “Dom zły” (tak, bo to świetny thriller) czy ostatnio “Sala samobójców”. Kino fantastyczne według mnie powiązane jest z kinem typu “super hero”. W obydwu przypadkach mamy alternatywne światy, różniące się od naszego jakimś małym szczegółem – ale na tyle istotnym, że historia idzie inną ścieżką – oraz istoty, zazwyczaj ze szczególnymi zdolnościami. Od wielu lat dyskutuję ze znajomymi nad pomysłem wprowadzenia polskiego superbohatera albo przynajmniej jakiegoś quasi-super bohatera typu John McClane. Konkluzja jest zawsze taka sama: u nas to się nie powiedzie. Może to istota naszej historii? IIWŚ? PRL? Wiele osób podchodzi do tematów fantastycznych z dużą rezerwą, jako coś śmiesznego i nie poważnego. Z drugiej strony mamy fenomenalnych pisarzy chociażby jak Dukaj, Sapkowski, E. Dębski, Krajewski, Ziemiański czy Lem. Opierając historie na alternatywnej rzeczywistości jesteśmy w stanie spojrzeć na siebie samych z dystansu. Może właśnie tego się boimy? A tak poza tym to filmy fantastyczne są drogie.

W tym momencie pojawiasz się Ty, z ambicją stworzenia krótkiego, ale w pełni profesjonalnego filmu science-fiction. Rozumiem, że jesteś fanem gatunku, ale czy zamierzasz w przyszłości eksplorować to terytorium? Czy istnieje szansa na zapoczątkowanie pierwszej fali kina gatunkowego w naszym kraju?

Tak. Można się powiedzieć, że się na tym wychowałem i to jest gatunek sztuki, który najbardziej mnie emocjonuje. “One of us” to bardzo kameralny film i myślę, że takie filmy mają w Polsce szanse. Można realizować bardzo udane produkcje s-f tanim kosztem. Serie telewizyjne (zachodnie oczywiście) “The Outer Limits” czy “Black Mirror” są tego sztandarowym dowodem. Liczy się przede wszystkim dobra historia a nie efekty.

One of us” swoim charakterem nawiązuje do starej szkoły, ograniczając użycie komputerowych efektów specjalnych. Na ile to zamierzona forma, a na ile skutek ograniczeń budżetowych? Czy 50 tys. złotych to (biorąc pod uwagę Twoje doświadczenia) budżet pozwalający na komfortową pracę nad taką produkcją?

Koncepcja kreatywna nie uwzględniająca możliwości budżetowych to jak budżet nie uwzględniający koncepcji kreatywnej. Pod względem produkcyjnym był to bardzo wymagający projekt. Nie tylko ograniczał nas budżet a tym samym czas, ale też i pogoda. Kręciliśmy w lutym, de facto w plenerze, bo hala opuszczonej fabryki ma nawet nieco niższą temperaturę niż powietrze na zewnątrz. W filmie występuje kilka ujęć z CGI, ale to prosty compositing obrazu na ekran komputera. W ogóle w filmie nie występuje wiele efektów specjalnych. Pomyślałem zatem, że w takim razie warto je zrealizować na planie, szczególnie, że aktorom lepiej pracuje się gdy mogą reagować na jakieś rzeczywiste wydarzenie a nie zielony ekran.

Jak doszło do współpracy z Małgorzatą Buczkowską i Mariuszem Bonaszewskim? Znaliście się wcześniej, czy na potrzeby filmu przeprowadziłeś tradycyjny casting?

Nie znaliśmy się wcześniej, ale też nie było typowego castingu. Wysyłając scenariusz filmu science fiction trzeba się liczyć z tym, że ktoś nie potraktuje projektu poważnie. Powiem tylko, że nie musiałem długo przekonywać ich do udziału.

Co było najtrudniejsze w całym procesie tworzenia filmu, począwszy od napisania scenariusza po postprodukcję? Czy doświadczenia, które nabyłeś w jego toku mógłbyś przekuć w jedną, najważniejszą radę dla początkujących filmowców? Jaką?

Nie da się wskazać jednej szczególnie trudnej rzecz przy tworzeniu filmu. Wszystko jest trudne, ciężkie i wyczerpujące… ale jak ktoś to kocha to jest jak narkotyk. Co do rady, to jest jedna: nie zadzieraj z dobrym scenariuszem. Jeśli scenariusz jest dopracowany, to każda w nim zmiana – tuż przed zdjęciami lub w trakcie zdjęć – jest ryzykiem. Może spowodować przekroczenie terminu czy budżetu. Jeśli zmieniać, to na długo przed zdjęciami, by można było się z tym spokojnie przespać.

Kiedy możemy spodziewać się premiery „One of us„? Czy podjąłeś decyzję jaka będzie jej forma? Planujesz festiwalowe tournee, czy może film opublikowany zostanie od razu w Internecie?

Jak to bywa przy produkcji niskobudżetowej trzeba się dostosować do możliwych terminów wszystkich zaangażowanych. Trzeba też w między czasie zarabiać na życie. Co do premiery to na pewno jesteśmy bliżej niż dalej. Powstał ostateczny montaż, muzyka się pisze więc mam nadzieję, że już nie długo. Co do formy to chyba klimat filmu bardziej się nadaje do dystrybucji festiwalowej, ale postaram się wrzucić go do sieci jak najszybciej.

Zajmowałeś się produkcją w TVN, montażem, a obecnie tworzysz filmy dla wielkich korporacji. Jednak od pewnego czasu zacząłeś poszerzać swoje pole działania. Nie tylko krótkie „There is a city”, ale także Twój fabularny debiut „One of us„. Rozumiem, że to nie jednorazowy, artystyczny skok w bok tylko początek większej przygody?

Na początku tego roku postanowiłem, że to będzie rok zmian. Zacząłem realizować projekty, które od jakiegoś czasu chodziły mi po głowie. Zaczęło się dziać. Mam parę rozpracowanych pomysłów nie mniej jednak chcę w pierwszej kolejności wypuścić w świat “One of us”.

Czy Twoim zdaniem za demokratyzacją środków (dziś wszyscy mogą tworzyć) oraz dystrybucji (dziś każdy może dotrzeć do milionów) pójdzie również demokratyzacja finansowania? Jak dotąd na wsparcie na platformach crowdfundingowych liczyć mogą głównie ludzie z dorobkiem, o znanych nazwiskach. Debiutanci, nawet jeśli prezentują kapitalne pomysły, są zmuszeni walczyć o każdego dolara. Czy z biegiem czasu ta sytuacja się zmieni?

Walka o każdego dolara zawsze była jest i będzie. Teraz po prostu pojawiło się nowe pole ale sama walka jest podobna. Oczywiście inaczej prosi się o mikro fundusze tysięcy ludzi na świecie, a inaczej jedną osobę o pełne finansowanie. Trzeba dostosować taktykę do nowej rzeczywistości i możliwości. Głęboko wierzę, że crowdfunding to przyszłość. To platforma, która umożliwia twórcom, którzy byli dotychczas na skraju, na realne działania i rozwijanie swoich projektów.

Na koniec pytania od fana do fana: czy są jakieś tytuły kinowe, których premiery wyczekujesz z niecierpliwością?

Najbardziej czekam na “Man of Steel”. Wierzę, że Snyder w końcu zrobi udany comeback Supermana. Poza tym jest “Looper”, “The Hobbit” i oczywiście “Cloud Atlas”.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz