Archiwa tagu: giallo

L’Etrange Couleur Des Larmes De Ton Corps – zwiastun

couleurs

Kobieta znika bez śladu. Mąż bada dziwne okoliczności jej zniknięcia… Parę godzin temu opublikowano zwiastun nowego dzieła Hélène Cattet i Bruno Forzaniego. To ich drugi film, część z Was na pewno kojarzy debiut, specyficzny hołd złożony stylistyce giallo, czyli „Amer”. „L’Etrange Couleur Des Larmes De Ton Corps” (aka „Strange Colour Of Your Body’s Tears”) również będzie nawiązywał do giallo (trudno, żeby było inaczej przy takim tytule). I mnie to niezmiernie cieszy.

Czytaj dalej L’Etrange Couleur Des Larmes De Ton Corps – zwiastun

Cienie przeszłości #3 – Nie oglądaj się teraz

„Nie oglądaj się teraz” to film oparty na opowiadaniu autorstwa Daphne du Maurier, na bazie prozy której powstały takie filmy Hitchcocka jak „Rebeca” czy „Ptaki”. To właśnie tamte: suspens i nienazwana groza są esencją filmu Nicolasa Roega. Filmu, który został okrzyknięty jednym z najlepszych horrorów, jakie nakręcono. To kino, które nie tylko zmusza widza do myślenia, ale również terroryzuje strachem, od którego trudno odwrócić wzrok. Bardzo wyraźne elementy giallo nadają mu nowy wymiar, ale nie mogą być głównym odniesieniem w jego interpretacji, gdyż film Roega jest znacznie dojrzalszy i wspanialszy artystycznie niż największe osiągnięcia włoskiego horroru.

Czytaj dalej Cienie przeszłości #3 – Nie oglądaj się teraz

Cienie przeszłości #1 – The Damned / What have you done to Solange?

„Cienie przeszłości” to cykl, który w założeniu ma przedstawiać filmy starsze, klasyczne (ale nie te znane każdemu, o których napisano już opasłe tomiszcza), lecz te nieco już zapomniane, o których pamięta co najwyżej garść fanów. Dobór filmów jest oczywiście subiektywno-przypadkowy. Nie stosuję tu żadnego klucza. Na pierwszy ogień idą Joseph Losey ze swoim „The Damned” orad Massimo Dallamano i „What Have You Done To Solange?”

Czytaj dalej Cienie przeszłości #1 – The Damned / What have you done to Solange?

Zwiastun do thrillera neo-giallo „Amer”

„Amer” to reżyserski debiut belgijskiego duetu Bruna Forzani i Heleny Cattet, zainspirowany popularnym w latach 70 nurtem we włoskim kinie grozy – giallo. Oprócz prawie całkowitego zrezygnowania z dialogów, film przykuwa uwagę swoją stroną wizualną, której przedsmak możecie obejrzeć w świetnie zmontowanym zwiastunie. Czytaj dalej Zwiastun do thrillera neo-giallo „Amer”

Great (?) Expectations by Stark

Tak się ostatnio zastanawiałem, na co ja właściwie czekam tak faktycznie niecierpliwie w tym roku jeśli chodzi o kino. I doszedłem do zatrważającego wniosku, że… generalnie na nic. Że tak naprawdę – jak stwierdził onegdaj kolega D’mooN – w dobie nieustającego przepływu informacji, o każdym interesującym mnie filmie wiem już praktycznie wszystko zanim się on pojawi na ekranach kin. A jego obejrzenie pozostaje tylko formalnością. Tak, wiem, my jako OPIUM również się do takiego stanu rzeczy w większy lub mniejszy sposób przyczyniamy, no ale mimo wszystko pod koniec pierwszej dekady XXI wieku jest to zwyczajnie niezbędne. W tym miejscu, wbrew wszelkim prawom fizyki, zawrę już konkluzję całego tego wywodu – najbardziej czekam na film, o którym w tej chwili nie wiem nic. Na film, na który natknę się przypadkiem przeglądając sklepowe półki z DVD, program telewizyjny czy…hmm… jakieś alternatywne źródło. No ale dobrze, nie jest przecież tak, że z żaden film o którym cały czas papla się tu i tam nie budzi we mnie żadnych emocji. Jest kilka pozycji których z mniejszym lub większym zainteresowaniem mimo wszystko wypatruję.

ImageShack

Na pierwszy plan na pewno wyłania się tu „The Road”. Nieźle się tu dobrali Hillcoat z McCarthym. Dwaj być może najwięksi nihiliści współczesnej popkultury. Fakt ów plus Viggo, który ostatnio ma nosa do intrygujących produkcji no i postapokaliptyczne klimaty, których nigdy za wiele sprawiają, że z jakimś tam zainteresowaniem śledzę kolejne doniesienia z planu. Nie mniej obiecuję sobie po „Public Enemies” Manna. Głównie dlatego, że główną rolę kobiecą gra tam Marion…mmm… Ok, żartuję. Choć w sumie… Wracając jednak do samego filmu, to daleki jestem od wycierania klęcznika podczas wypatrywania na horyzoncie kolejnych newsów, ani tym bardziej obwoływania dzieła Manna już teraz najlepszą produkcją roku. Jakiś dystans musi być zachowany, co nie? Niepokoi mnie fakt doboru odtwórców ról głównych. Depp i Bale to aktorzy zacni, zgoda. Ale ich gęby przez ostatnie parę lat dość mocno się opatrzyły (przynajmniej mnie) i chętniej bym widział mniej znanych, a nie mniej utalentowanych grajków w rolach Dillingera i Purvisa. Mam jednak nadzieję, że Mann ze swoją zdolnością do prowadzenia aktorów sprawi, że zapomnę, że to Kuba Wróbel i Pan Nietoperz właśnie grzeją do siebie z tommygunów na ekranie.

ImageShack

Co tam mamy dalej… o właśnie, „Giallo”. Jak się rodzinka Argento zabiera do roboty, to zawsze warto czekać. I chociaż ostatnie lata to raczej zjeżdżalnia w lunaparku, a na dzieła pokroju „Suspirii” (tak) czy „Deep Red” (tak, tak) nie ma co liczyć, to mimo wszystko kawałka porządnej zabarwionej suspensem rozrywki można się spodziewać. Z kolei na kolejną część sagi Romero o zombie (o której parę pieter niżej) czekam niejako „z urzędu”. Każda kolejna część sagi okazywała się gorsza od poprzedniej, i chociaż żadna nie była do tej pory ewidentnie zła czy nawet przeciętna, kiedyś w końcu noga musi się podwinąć. Tym bardziej, że temat „oswajania” zombie chociaż ciekawy, jak dla mnie wystarczy na jeden film. Nie brnąłbym w to dalej – żywe trupy mają być złe, okrutne, bezmyślne i w ogóle. A ludzie maja sobie z nimi NIE radzić. Kropka.
Nowy film Jodorowskiego to taki kinowy odpowiednik beckettowskiego Godota. Wcześniej miało być „Hijos del Topo” czy jakoś tak, teraz czekamy na „Kingshota” (z Asią!). Może w tym roku w końcu się uda. Choć z drugiej strony w 2004 też tak marzyłem…

ImageShack

„Inglorius Basterds” było przez długi czas na szczycie mojej listy „most wanted”, z każdym jednak następnym newsem mój entuzjazm malał. Miał być Madsen zamiast Pitta, co to ma znaczyć? Bardziej jednak obawiam się casusu „Planet Terror”, czyli swego rodzaju przedobrzenia. Ja rozumiem postmodernizm postmodernizmem, brak ograniczeń, jazda bez trzymanki, te sprawy… Ale mimo wszystko jakieś ramy, założenia trzeba sobie narzucić, bo inaczej wyjdzie właśnie taka niestrawna pulpa jak wspomniany film Rodrigueza. No ale generalnie moje obawy wynikają głównie z pobieżnego przejrzenia skryptu, który gdzieś tam sobie krążył po necie parę miesięcy temu, zatem może się okazać że będzie je można sobie koniec końców o kant tyłka roztrzaskać. Więc już się w kwestii Tarantino zamykam. Nie chciałbym żeby wyszło na moje.
Ciekawym co wyjdzie z „Walkirii”. Od prawdy historycznej mam książki i dokumenty, w przypadku filmu Singera wystarczy mi szczypta klimatu, odpowiednie tempo i kilka ładnych ujęć biegających w te i we wte nazistów. W kwestii filmów obracających się w podobnych klimatach większe jednak nadzieje wiążę z „Good” i „The Boy in the Striped Pyjamas”.

ImageShack

I to by było na tyle. A, jeszcze Clinty nowe – ale to już melodia nieodległej przyszłości. Co z tego wszystkiego wyjdzie – zobaczymy, część produkcji pewnie zawiedzie oczekiwania, część potwierdzi. A zachwyci pewno ten najskromniejszy, ten który wyskoczy jak diabeł z pudełka. Choćby i jutro.

Giallo

To, że Argento wielkim artystą jest… niekoniecznie każde dziecko wie. Ten włoski reżyser ma chyba tylu zwolenników co przeciwników. Ale nawet tak zagorzały miłośnik  jego twórczości jak ja musi przyznać, że od bez mała kilkunastu lat poziom filmów Argento notuje tendencję spadkową. Czy najnowszy jego film odwróci nienajlepszą passę? Oto zwiastun:

„Giallo” opowiadać ma o pewnej stewardessie (Emmanuelle Seigner), która wraz z pomagającym jej detektywem (Adrien Brody) poszukuje zaginionej siostry – modelki, porwanej przez psychopatycznego mordercę ukrywającego sie pod pseudonimem Giallo (Żółty). Sądząc po tytule rzecz będzie formalnie i treściowo nawiązywać do złotego okresu w twórczości Argento, kiedy to właśnie parał się giallo – którego był zresztą jednym ze współtwórców. Piękne kobiety i świat mody – czyżby ukłon w stronę „Blood and Black Lace” Mario Bavy? Przekonamy się w 2009 roku, aczkolwiek muszę przyznać, że zwiastun nastawił mnie raczej sceptycznie. Po tych kilku fragmentach mam wrażenie, że Argento może w równej mierze odwoływać się do giallo jak do współczesnego amerykańskiego horroru spod znaku „Piły” czy „Hostela”. Obym jednak okazał się złym prorokiem a słynny włoski „cat killer” urzekł widzów czymś więcej niż li tylko pięknymi kobietami, nastrojowymi zdjęciami Mediolanu i faktycznie konkretnie wyglądającym Adrienem Brodym.