„1” – recenzja

Węgierskie „1” niestety nie doczekało się jeszcze premiery w Polsce. Film prezentowany był jak dotąd w ramach niezliczonych festiwali na całym świecie, jednak w kinach zobaczyć go nie sposób. My jednak mieliśmy okazję debiutanckie dzieło Patera Sparrowa obejrzeć i powiedzieć możemy jedno: warto czekać.


Kraj: Węgry

Rok Produkcji: 2009

Reżyseria: Pater Sparrow

Scenariusz: Pater Sparrow, Judit Góczán – na podstawie tekstu Stanisława Lema

Obsada:
Zoltán Mucsi
Vica Kerekes
Máté Haumann
Krzysztof Rogacewicz
László Sinkó


Historia pokazała, że ekranizowanie prozy Stanisława Lema należy do gatunku przedsięwzięć trudnych, żeby nie powiedzieć: karkołomnych. Sam Lem z resztą bardzo rzadko oceniał takie próby pozytywnie i chyba nie można mu się dziwić. Myślę jednak, że węgierskie „1” przypadłoby mu do gustu.

Pater Sparrow tworząc swój film zrezygnował z próby prostego przetłumaczenia literackiej linii fabularnej na język filmu. Po pierwsze dlatego, że materiał źródłowy był takiej linii pozbawiony – wszakże „Jedna minuta ludzkości” to recenzja nieistniejącej książki. Po drugie: Sparrow zdecydował się na stworzenie swego rodzaju 'fan fiction’, umieszczając akcję filmu w tym samym czasie i uniwersum, w którym istniał hipotetyczny recenzent nieistniejącej książki. W efekcie otrzymujemy historię nie tylko równoległą, ale też zazębiającą się z samym tekstem lemowskiej recenzji – a to za pomocą mnogości cytatów, jakie przytoczone bywają na ekranie.

Zawiązanie akcji ma miejsce w antykwariacie. Czwórka zgromadzonych postaci (właściciel, dwoje pracowników i ekscentryczny klient) dokonują zdumiewającego odkrycia. Na zapleczu, nie wiedzieć skąd, nie wiadomo kiedy pojawiły się tysiące sporej grubości tomów. Białych ksiąg, pozbawionych informacji o wydawcy i opatrzonych w tytule jedynie zagadkową „1”. Z pobieżnej lektury wynika, że tajemnicze tomy są próbą przedstawienia wszelkich możliwych statystyk dotyczących ludzkości, a zamkniętych w przedziale jednej minuty. Wkrótce o książce robi się głośno, a sprawę badać zaczyna Instytut Obrony Rzeczywistości – specjalna agenda zajmująca się niewyjaśnionymi zjawiskami. Czwórka głównych bohaterów zostaje zatrzymana i umieszczona w zamkniętym ośrodku, gdzieś na odludziu. Ośrodku badawczym, który wypełniony galerią przerysowanych postaci przypomina raczej szpital psychiatryczny…

Od tej chwili „1” zrywa z tradycyjnie rozumianą narracją, przepoczwarzając się w czystej wody fantastykę filozoficzną (phi-fi, jak to zgrabnie określił w naszym wywiadzie sam reżyser). I nie jest to bynajmniej pozbawione treści, nudne lanie wody, a sążniste zderzenie z solipsyzmem, konfrontacja z postulatami „Simulakry i symulacji” Baudrillarda i poniekąd memetyką. Film jako całość nie skupia się na stawianiu hipotez, czy prowadzeniu widza za rękę pośród stawianych pytań – raczej za ich pomocą próbuje nawiązać dialog. I trzeba przyznać, że czyni to skutecznie.

Wielką zaletą „1” jest również forma. Połączenie krótkich fragmentów materiałów archiwalnych, ilustrowanych cytatami z Lemowskiej recenzji ze specyficznie sfilmowaną akcją sprawdza się znakomicie. Sparrow filmem tym udowadnia, iż posiada niezwykły talent tworzenia klimatu przez duże „K”. Scenografia, pomysłowe ujęcia, oświetlenie i fisis aktorów – wszystko to składa się na chropowaty, ale nie pozbawiony uroku, momentami dość surrealistyczny obraz. Jeunet i Caro oraz Gilliam doczekali się konkurencji z prawdziwego zdarzenia.

Dodaj komentarz