W ostatnich latach z ekranów kinowych najczęściej straszyły nas (z mniejszym lub większym skutkiem) duchy, zombie i wampiry. Te ostatnie miały zresztą spore wzięcie w tym roku, zarówno w kinie (Twilight) jak i w telewizji (True Blood). Rok 2008 powoli zbliża się ku końcowi, wiec nasuwa się pytanie o to kto nas będzie przerażał przez kolejne dwanaście miesięcy? Odpowiedź może nie jest oczywista ale niektóre znaki na niebie i ziemi wskazują na pewną niszczycielską siłę, która nie narodziła się w umysłach ani opowieściach ludowych lecz istniała przez parę lat całkiem realnie i namacalnie. A mam tu na myśli nazistów. Ostatnimi czasy wyskoczyło nieco większych i mniejszych produkcji, które eksploatują ‚Sfastyczne Zło’ na rożne sposoby:
„Dead Snow” czyli norweski ukłon w stronę takich kultowych klasyków jak Martwica Mózgu czy Martwe Zło. Czyli będzie i śmiesznie i strasznie. Zapraszam do krwawej galerii no i oczywiście do zapoznania się ze zwiastunem.
„Stone’s War” – fabularnie przypomina kalkę z krążącego gdzieś na dvd „Outpost” z Ray’em ‚Punisherem’ Stevensonem. Grupa żołnierzy odkrywa w lesie tajemniczy bunkier w którym w czasie II Wojny niemieccy uczeni przeprowadzali tajemnicze eksperymenty. Okazuje się że nie wszystkie zostały zamknięte. Zwiastun tutaj.
„Iron Sky” – ta sama ekipa która stworzyła udany pastisz Star Treka – „Star Wreck” tym razem wzięła pod lupę nazistowski sen o podboju świata i to w dość niekonwencjonalny sposób bo z… kosmosu (zwiastun)
„Worst Case Scenario” jak na razie dostępne są tylko dwa zwiastuny zapowiadające tą produkcję ( zwiastun 1 i zwiastun 2 ) gdyż twórcy mają problemy z zebraniem odpowiednich funduszy aby ukończyć film. Szkoda byłoby gdyby ta kolejna wariacja na temat nazistowskich zombie nie doczekała się pełnej realizacji ponieważ charakteryzatorzy spisali się na piątkę!
„Werewolf Women of the SS” – choć to tylko fałszywy zwiastun towarzyszący filmowemu dwupakowi ze stajni Tarantino-Rodriguez to mimo wszystko bawi oko. Tylko trochę żal iż nie udało się Robowi Zombie nakręcić całego filmu (a miał taki zamiar ) – na osłodę zostały komiksy.
W kinie mainstreamowym również czeka nas inwazja III Rzeszy :
„Valkyrie” – Tom Cruise chce podreperować swoją upadającą karierę szykując zamach na Hitlera w thrillerze Bryana Singera. Zwiastuny obiecują mnóstwo napięcia i suspensu więc jakoś przeżyje scjentologicznego Cruise’a.
„The Reader” i „Good”– Kate Winslet i Viggo Mortensen wkładają niemieckie mundury licząc po cichu na Oskarowe nominacje ( więcej tutaj ).
„The Boy in Striped Pyjamas” czyli ekranizacja książki o tym samym tytule opowiadającej o przyjaźni syna nadzorcy obozu koncentracyjnego z żydowskim rówieśnikiem. Zwiastun tutaj.
„Inglorious Basterds” – najbardziej przeze mnie oczekiwana historia z hitlerowskimi mundurami w tle. Tarantino znowu bawi się gatunkami, tym razem eksploatując kino wojenne z pod znaku „Parszywej Dwunastki” czy „Złota dla Zuchwałych”. Brad Pitt jako Aldo Raine będzie dowodził grupą żydowsko-amerykańskich żołnierzy w tajnej misji na terenie okupowanej Francji. W pozostałych rolach dość międzynarodowa obsada: Diane Kruger, Til Schweiger i Maggie Cheung. A na dokładkę Mike Myers, Eli Roth i jako narrator Samuel L. Jackson.
Są już pierwsze oficjalne zdjęcia.
Skoro jest taki boom na panów w niemieckich mundurach, to ja jeszcze poproszę o ekranizację „Red Snow” Steve Niles’a i remake (lub raczej wierniejszą adaptację) „Twierdzy”, oparty o książkę Paula Wilsona.
Tweet
nazizm już nie jako zjawisko i narzędzie historyczno-polityczno-społeczne, ale jako filmowe show? I do tego na różnych poziomach porozumienia z widzem? Alter horror szoł i hollywoodzkie wygibasy? Dlaczego nie! Taki swoisty rewizjonizm fajny jest, choć jednocześnie coś się we mnie gotuje podczas wyliczania filmów bawiących się hitlerowskimi „gadżetami”.
Z drugiej strony jednak nazizm regularnie się w kinie pojawiał i to w wielu postaciach. Jako miłośnik postmoderny lubię zabawy treścią i formą, ale raczej w stylu norweskiego horroru lub Niesławnych Bękartów niż zgrabnej historyjki z Cruisem.
ps. świetne zdjęcie z nazistowskimi zombiakami :)
Des, nie boisz się trywializacji?
Nazizm to intrygująca estetyka, tylko tyle. Tej się nie boję.
Boję się o filmowe emocje, gdy myślę o np. „Valkirii”, która – byłbym w stanie się założyć – będzie sprawnie opowiedzianą, lecz mocno przewidywalną, historią. W ogóle, w jakiś sposób boję się kina hollywoodzkiego, które trywializuje co może, bo trywializowany chce być widz, no nie? Tak mi się patrzy na mainstream. O alternatywę nie boję się wcale, bo kreatywności tam sporo i to pomimo tego, że większość pomysłów do mnie nie trafia.
Tak, ale naziści (w odróżnieniu od kosmitów i wilkołaków) to część historii, wcale nie najweselsza. Nie mam tu na myśli żadnej martyrologii i cierpiętniczego rozpamiętywania, ale z drugiej strony wizja hipotetycznych, pluszowych SS-manów, sprzedawanych przy okazji któregoś z kolei filmu, napawa obawami. Przynajmniej mnie:)
to nie muszą być pluszowe misie (patrz klocki lego Libery http://www.laznia.pl/gfx/upload/460200602110011-libera_lego02.jpg )
Niemniej, nazizm się powoli odczarowuje, bo popkultura wszystkie świętości pożera i przetrawia na swój często trywialny sposób. Siedzę okrakiem na płocie i nie wiem jak ocenić filmowy nazizm, bo pamiętam tę nastolatkę szczerzącą się w piecu krematoryjnym. Nie wiem, czy się kurde buntować (w imię czego? historii? sacrum? profanum?), czy zachować milczenie (tutaj też: w imię czego?). Swego czasu niektórzy widzowie mieli problem z oceną intencji Benigniego i jego „Życie jest piękne”, wiadomo z jakiego powodu…
Buntować? Może w imię pamięci i ku przestrodze. Bo jakiś procent widzów bez wysiłku oddzieli kreacje fantastyczne od tych dokumentalnych, ale jednak część (zgaduję, że większość) oswoi się z tematem, przygarnie, poklepie po pleckach i odstawi na półkę. Zaraz obok figurki Lorda Vadera.
„Życie jest piękne” bazowało na tragedii wojny na zasadzie kontrastu, Benigni użył jej jako tła. Nazizm jako taki nie był tam tylko „fajnym gadżetem”.
Ale generalnie, tak jak Des mówi, to tylko gra symbolami, podobnie jak wykorzystywanie satanistycznej estetyki przez zespoły metalowe. Dla mnie – dopóki chyba dość jasno określona granica nie zostaje przekroczona – dopuszczalne jest jej zagarnianie przez popkulturę celem późniejszego twórczego przetworzenia i wyplucia w czasem być może faktycznie ztrywializowanej wersji, ale…
… bądźmy szczerzy, wolimy „Jezusa z Nazaretu” czy „Żywot Briana”, „Katyń” czy „Parszywą 12”. O nazizmie w wersji „realistycznej” i „historycznej” powiedziano już właściwie wszystko. Dlatego pytam – lepiej zamknąć ten temat raz na zawsze i do niego nie wracać, czy jednak penetrować rejony do tej pory, głównie z powodu jakiejś etyki czy moralności, nie penetrowane(choć też tak naprawdę nie do końca, przecież choćby „Ilsa-wilczyca z SS” i inne podobne produkcje powstawały już w latach 70-tych). Ja skłaniam się ku drugiej wersji, bo Druga Wojna Światowa, nazizm tak czy siak z czasem będą blaknąć, trywialnieć(jest takie słowo?), z każdym kolejnym pokoleniem „mitycznieć” (a takie słowo jest?) i przestawać być czymś naprawdę namacalnym, podobnie jak wszelkie potężne zbrodnie jakie popełniano w starożytności czy średniowieczu a które dziś praktycznie każdy kwituje wzruszeniem ramion i mruknięciem: „tak tak, to było złe”. A tak – przynajmniej dla mnie, dopóki do głosu nie dojdą pomysły typu „UFO w Auschwitz”, a ogólny przekaz mówiący w uproszczeniu, że „nazizm był zły” nie zaniknie (bo co by o takich filmach jak recenzowany przeze mnie „Outpost” nie mówić, takie założenie jest tam jak najbardziej wyczuwalne:)) plus atrakcyjna forma bądź fascynująca treść, to ja ładnie poproszę o jeszcze. Lepiej mówić o tym choćby w taki sposób niż nie mówić w ogóle. A że znajdzie się odsetek ludzi wierzących, że naziści stworzyli nieśmiertelnych żołnierzy… cóż, istnieje też odsetek ludzi wierzących że Jezus był kosmitą.