Archiwa tagu: johnny depp

Zerkamy w głąb króliczej nory [aktualizacja]

alice in wonderland

Pojawiły się kolejne oficjalne zdjęcia, tym razem w dobrej jakości, z burtonowskiej „Alicji w Krainie Czarów”. Teraz możemy już spać zupełnie spokojnie – będzie odjazd! Oprócz kilku scen, możemy podziwiać odjechane portrety Szalonego Kapelusznika (Johnny Depp), Czerwonej Królowej (Helena Bonham Carter) i Białej Królowej (Anne Hathaway). Czytaj dalej Zerkamy w głąb króliczej nory [aktualizacja]

Promocji „Public Enemies” ciąg dalszy

enemies2Szczerze mówiąc nie przepadam za coraz modniejszymi seriami plakatów z poszczególnymi postaciami z danego filmu. Jest ich jednak coraz więcej, więc powoli zaczynam się przyzwyczajać. Teraz Michael Mann pozazdrościł chyba Tarantino serii do „Inglorious Basterds”, i przedstawia nam pojedynczo swoją równie przystojną, wystylizowaną i pięknie prezentującą się ekipę. Czytaj dalej Promocji „Public Enemies” ciąg dalszy

Public Enemies – zwiastun

Jak widać akcja promocyjna „Public Enemies” ruszyła pełną parą (chciałoby się dodać: w końcu!). W sieci pojawił się pierwszy zwiastun. Dynamicznie zmontowana zajawka koncentruje się na postaci Dillingera odgrywanej przez Deppa – widać więc kto będzie grał w filmie pierwsze skrzypce. Czyżby nie zapowiadało się na aktorski pojedynek między nim a Balem?
Czytaj dalej Public Enemies – zwiastun

Great (?) Expectations by Stark

Tak się ostatnio zastanawiałem, na co ja właściwie czekam tak faktycznie niecierpliwie w tym roku jeśli chodzi o kino. I doszedłem do zatrważającego wniosku, że… generalnie na nic. Że tak naprawdę – jak stwierdził onegdaj kolega D’mooN – w dobie nieustającego przepływu informacji, o każdym interesującym mnie filmie wiem już praktycznie wszystko zanim się on pojawi na ekranach kin. A jego obejrzenie pozostaje tylko formalnością. Tak, wiem, my jako OPIUM również się do takiego stanu rzeczy w większy lub mniejszy sposób przyczyniamy, no ale mimo wszystko pod koniec pierwszej dekady XXI wieku jest to zwyczajnie niezbędne. W tym miejscu, wbrew wszelkim prawom fizyki, zawrę już konkluzję całego tego wywodu – najbardziej czekam na film, o którym w tej chwili nie wiem nic. Na film, na który natknę się przypadkiem przeglądając sklepowe półki z DVD, program telewizyjny czy…hmm… jakieś alternatywne źródło. No ale dobrze, nie jest przecież tak, że z żaden film o którym cały czas papla się tu i tam nie budzi we mnie żadnych emocji. Jest kilka pozycji których z mniejszym lub większym zainteresowaniem mimo wszystko wypatruję.

ImageShack

Na pierwszy plan na pewno wyłania się tu „The Road”. Nieźle się tu dobrali Hillcoat z McCarthym. Dwaj być może najwięksi nihiliści współczesnej popkultury. Fakt ów plus Viggo, który ostatnio ma nosa do intrygujących produkcji no i postapokaliptyczne klimaty, których nigdy za wiele sprawiają, że z jakimś tam zainteresowaniem śledzę kolejne doniesienia z planu. Nie mniej obiecuję sobie po „Public Enemies” Manna. Głównie dlatego, że główną rolę kobiecą gra tam Marion…mmm… Ok, żartuję. Choć w sumie… Wracając jednak do samego filmu, to daleki jestem od wycierania klęcznika podczas wypatrywania na horyzoncie kolejnych newsów, ani tym bardziej obwoływania dzieła Manna już teraz najlepszą produkcją roku. Jakiś dystans musi być zachowany, co nie? Niepokoi mnie fakt doboru odtwórców ról głównych. Depp i Bale to aktorzy zacni, zgoda. Ale ich gęby przez ostatnie parę lat dość mocno się opatrzyły (przynajmniej mnie) i chętniej bym widział mniej znanych, a nie mniej utalentowanych grajków w rolach Dillingera i Purvisa. Mam jednak nadzieję, że Mann ze swoją zdolnością do prowadzenia aktorów sprawi, że zapomnę, że to Kuba Wróbel i Pan Nietoperz właśnie grzeją do siebie z tommygunów na ekranie.

ImageShack

Co tam mamy dalej… o właśnie, „Giallo”. Jak się rodzinka Argento zabiera do roboty, to zawsze warto czekać. I chociaż ostatnie lata to raczej zjeżdżalnia w lunaparku, a na dzieła pokroju „Suspirii” (tak) czy „Deep Red” (tak, tak) nie ma co liczyć, to mimo wszystko kawałka porządnej zabarwionej suspensem rozrywki można się spodziewać. Z kolei na kolejną część sagi Romero o zombie (o której parę pieter niżej) czekam niejako „z urzędu”. Każda kolejna część sagi okazywała się gorsza od poprzedniej, i chociaż żadna nie była do tej pory ewidentnie zła czy nawet przeciętna, kiedyś w końcu noga musi się podwinąć. Tym bardziej, że temat „oswajania” zombie chociaż ciekawy, jak dla mnie wystarczy na jeden film. Nie brnąłbym w to dalej – żywe trupy mają być złe, okrutne, bezmyślne i w ogóle. A ludzie maja sobie z nimi NIE radzić. Kropka.
Nowy film Jodorowskiego to taki kinowy odpowiednik beckettowskiego Godota. Wcześniej miało być „Hijos del Topo” czy jakoś tak, teraz czekamy na „Kingshota” (z Asią!). Może w tym roku w końcu się uda. Choć z drugiej strony w 2004 też tak marzyłem…

ImageShack

„Inglorius Basterds” było przez długi czas na szczycie mojej listy „most wanted”, z każdym jednak następnym newsem mój entuzjazm malał. Miał być Madsen zamiast Pitta, co to ma znaczyć? Bardziej jednak obawiam się casusu „Planet Terror”, czyli swego rodzaju przedobrzenia. Ja rozumiem postmodernizm postmodernizmem, brak ograniczeń, jazda bez trzymanki, te sprawy… Ale mimo wszystko jakieś ramy, założenia trzeba sobie narzucić, bo inaczej wyjdzie właśnie taka niestrawna pulpa jak wspomniany film Rodrigueza. No ale generalnie moje obawy wynikają głównie z pobieżnego przejrzenia skryptu, który gdzieś tam sobie krążył po necie parę miesięcy temu, zatem może się okazać że będzie je można sobie koniec końców o kant tyłka roztrzaskać. Więc już się w kwestii Tarantino zamykam. Nie chciałbym żeby wyszło na moje.
Ciekawym co wyjdzie z „Walkirii”. Od prawdy historycznej mam książki i dokumenty, w przypadku filmu Singera wystarczy mi szczypta klimatu, odpowiednie tempo i kilka ładnych ujęć biegających w te i we wte nazistów. W kwestii filmów obracających się w podobnych klimatach większe jednak nadzieje wiążę z „Good” i „The Boy in the Striped Pyjamas”.

ImageShack

I to by było na tyle. A, jeszcze Clinty nowe – ale to już melodia nieodległej przyszłości. Co z tego wszystkiego wyjdzie – zobaczymy, część produkcji pewnie zawiedzie oczekiwania, część potwierdzi. A zachwyci pewno ten najskromniejszy, ten który wyskoczy jak diabeł z pudełka. Choćby i jutro.

Depp idzie do Piekła

Firma produkcyjna Johnny’ego Deppa Infinitum Nihil nabyła prawa do ekranizacji powieści Nicka Toschesa zatytułowanej „In the Hand of Dante”. Treść książki oscyluje wokół „Boskiej Komedii” Dantego i rozwija równolegle dwa wątki. Pierwszy dzieje się w czternastowiecznych Włoszech i ukazuje proces powstawania sławnego dzieła Dantego. Drugi ma miejsce we współczesności i dotyczy Toschesa , który zostaje poproszony o zbadanie autentyczności manuskryptu, który podobno wyszedł spod ręki Dante Alighieriego. Depp nie tylko wyprodukuje film, ale także zagra rolę Nicka Toschesa.

Sama treść „In the Hand of Dante” przypomina coś pomiedzy „Klubem Dantego” Arthuro Perez-Reverte (notabene Depp wystąpił w mało udanej ekranizacji tej książki, więc chyba lubi takie klimaty) i powieściami Dana Browna.