Archiwa tagu: naziści

Sundance 2009: „Dead Snow” – plakat i klipy

W tym tygodniu na festiwalu Sundance odbędzie się premiera norweskiego „Dead Snow” o którym pisałam już wcześniej. Pojawił się świeżutki i bardzo 'uroczy’ plakat do tej skandynawskiej 'gorekomedii’, opowiadającej o grupce młodzieży wyjeżdżającej na weekend w góry w celu beztroskiej libacji. Niestety z imprezowania wyjdą nici, kiedy okaże się, iż w okolicy szaleje pewien zagubiony batalion SS-mańskich żołnierzy, a dokładniej SS-mańskich zombiaków. Bardzo głodnych i spragnionych czyjegoś świeżego mięsa, tudzież mózgu… Ein! Zwei! Die!

A na deser jeszcze trzy klipy z filmu: video nr 1 i 2  do obejrzenia tutaj a nr 3 (z którego Peter Jackson i Sam Raimi mogliby być dumni) tutaj.

Strona oficjalna: http://www.dodsno.no/

Experiment 17

ImageShack

Kto wykazywał niezdrowe okultystyczne ciągoty? Oczywiście naziści. Nie dziwi więc iż opisująca przeróżne rytuały magiczne, Księga Umarłych (zwana też Necronomiconem), stała się łakomym kąskiem dla spragnionych światowej dominacji panów spod znaku pioruna i trupiej czaszki. Na tym 'autentycznym’ filmie możecie zobaczyć jak zakończyła się dla nich przygoda z Necronomiconem.

A tutaj można pooglądać nawet 'autentyczną’ dokumentację.

httpvh://www.youtube.com/watch?v=3wNgXVPCrjI

The Secret Glory – recenzja

ImageShack

Kraj: Wielka Brytania
Rok produkcji: 2001

Reżyseria: Richard Stanley
Scenariusz: Richard Stanley

Przyznam szczerze, że nie jestem jakimś specjalnym miłośnikiem filmów dokumentalnych. Nie przeczę, mają takie pozycje walory edukacyjne, czasem nawet potrafią wstrząsnąć. Ja jednak chcąc się czegoś dowiedzieć o takim czy owakim zagadnieniu wolę siegnąć po książkę, w kinie zdecydowanie preferując fabuły. Od czasu do czasu trafiam jednak na dokument, który owszem, czegoś tam nauczy, ale poza tym także zaintryguje, wciągnie i przetrzyma w napięciu jak rasowy thriller. Takie było choćby „Jonestown”, takie jest też „The Secret Glory”.

ImageShack

To, że „The Secret Glory” wciąga od pierwszej minuty jest chyba po prostu spowodowane reżyserskimi umiejętnościami wyniesionymi z fabuł – wszak twórcą filmu jest sam Richard Stanley, który nakręcił znakomite „Hardware” i „Dust Devil”. Stanley swego czasu został odsunięty od realizacji „Wyspy doktora Moreau” – zastąpił go John Frankenheimer, wszyscy wiemy z jakim skutkiem. Nadwyżkę wolnego czasu Stanley wykorzystał na research do swojego kolejnego filmu, dokumentu opowiadającego o niejakim Otto Rahnie i jego fascynacji Świętym Graalem.

ImageShack

Otto Rahn był poetą i intelektualistą. Pomimo braku wykształcenia był człowiekiem oczytanym, przez co wielu uważało go za interesującego towarzysza do konwersacji. W pewnym momencie życia Rahna zainteresowała kultura katarska, co w efekcie doprowadziło go do Graala. Niemiec na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych prowadził zaawansowane badania w okolicach ruin twierdzy Montsegur. Z czasem jego pracą zainteresowało się SS – znając ezoteryczne ciągotki Himmlera trudno się dziwić temu faktowi. A sam Rahn pomimo niepewnego pochodzenia zasilił szeregi SS.

ImageShack

Film mówi o początkach prac Rahna, o jego „sekretnej chwale” oraz upadku. Stanley kreśli portret człowieka pełnego ideałów, wierzącego w teorie o czystości rasy, ale jednocześnie słabego, rozdartego, pragnącego dojść do tego samego celu co Hitler czy Himmler, tyle że innymi środkami, nie uwzględniającymi przemocy. Można powiedzieć, że preferował ekstradycję nad eksterminację. Mimo to wiedząc co dzieje się w Buchenwald czy Dachau nie potrafił się przeciwstawić… Koniec końców nawet SS odwraca się od Rahna „zmuszając” go do popełnienia samobójstwa. Choć tutaj tak naprawdę wchodzimy już w sferę domniemań i dywagacji – sama śmierć naukowca otoczona jest nimbem tajemnicy. Sam Stanley sugeruje, że historia Otto Rahna wcale nie skończyła się na roku 1939.
W ogóle wydaje się, że Richard Stanley nie mówi wszystkiego co wie… pewne kwestie zostają otwarte, być może reżyser czasem nie może czegoś powiedzieć, czasem nie chce, a czasem… po prostu się zapomina bardziej skupiając sie na budowaniu klimatu.

ImageShack

Ten osiągany jest prostymi acz zawsze skutecznymi środkami, sporo tu archiwalnych zdjęć, czasem przefiltrowanych, odbarwionych… Zdarzają się nawet psychodeliczne wstawki a la biegnący koń w negatywie. Sugestywnemu obrazowi cały czas towarzyszy muzyka Simona Boswella na początku spokojna i nastrojowa z czasem przekształcająca się w rasowy, mroczny ambient plus pieśni z epoki. Mam wrażenie, że zamysłem Stanleya było stworzenie filmu o strukturze dantejskiego Piekła, przekraczania kolejnych kręgów tajemnicy, skąd później nie ma już odwrotu. Czy to się udało… tak, aczkolwiek moim zdaniem nie do końca. Ale w tej formule chyba ciężko byłoby osiągnąć w stu procentach satysfakcjonujący rezultat. Mimo to film jak dawno żaden wciągnął mnie doszczętnie i zmusił do poszukiwań kolejnych informacji na temat Rahna i jego badań. Złożyły się na to, po pierwsze sama tematyka nie tak odległa od moich osobistych zainteresowań, po drugie, nie ograniczanie się do przedstawienia samych faktów, lecz również swego rodzaju „artystyczne” podejście Stanleya. Wydaje mi się, że dokumentaliści zbyt często zapominają, że to czym się parają, to też swego rodzaju sztuka, że suche fakty i gadające głowy to nierzadko za mało (oczywiście nie mówię że zawsze, żeby potem nie było że generalizuję). Stanley nie zapomniał. Teraz tylko wypadałoby sobie życzyć jakiejś dobrej fabuły obracającej się w tych klimatach… Wiem, były owe kwestie zasygnalizowane w Indiana Jonesie, ale może tak coś bardziej na poważnie?

Inglorious Bastards – recenzja

the_inglorious_bastards_plakat

Kraj: Włochy
Rok Produkcji: 1978

Reżyseria: Enzo G. Castellari

Scenariusz:

Sandro Continenza
Sergio Grieco
Franco Marotta
Romano Migliorini
Laura Toscano

Obsada:

Bo Svenson
Peter Hooten
Fred Williamson
Michael Pergolani
Ian Bannen
Jackie Basehart

To że Quentin Tarantino jest naczelnym hollywoodzkim złodziejem idei, motywów i inspiracji z kina, powiedzmy, „nienajwyższych lotów”, każde średnio rozgarnięte dziecko wie. Po kinie kung-fu czy niskobudżetowych thrillerach z lat siedemdziesiątych nadszedł czas na rozrywkowe kino pseudowojenne a la „Parszywa Dwunastka” czy „Złoto dla Zuchwałych”, tyle że w wydaniu smakującym spaghetti. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych takie właśnie lekkie acz widowiskowe dzieła były dość popularne na Półwyspie Apenińskim. A właśnie w tej chwili Quentin kręci w Niemczech swój kolejny film zatytułowany „Inglorious Basterds”, mający w założeniu być czymś w rodzaju hołdu a jednocześnie „postmodernistycznej” gry ze wspomnianym wyżej gatunkiem.

the_inglorious_bastards_01

Tym razem nawet tytuł nie jest oryginalnym pomysłem Tarantino. Tak, wiem, zmienił jedną literkę w nadziei, że się nikt nie pokapuje, ale się nieco przeliczył bowiem „Inglorious Bastards” to również tytuł włoskiego filmu z 1978 roku. Znając jednakże ogólny zarys fabuły filmu Tarantino, stwierdzam że w żadnym wypadku nie będzie to remake dzieła Castellariego. Owszem i tu, i tu mamy wyjętą spod prawa grupkę straceńców działających za liniami wroga, ale poza tym większych podobieństw nie dostrzegam. Pewnie się znajdą jak „Inglorious Basterds” ujrzy w końcu światło dzienne. Ale że do tego momentu jeszcze trochę wody w Renie upłynie, dlatego może kilka słów o filmie który Tarantino obrał sobie jako drogowskaz…

the_inglorious_bastards_02

„Inglorious Bastards” opowiada o grupie skazańców eskortowanej do więzienia wojskowego gdzieś w ogarniętej wojną Francji. Podczas transportu konwój zostaje zaatakowany przez niemiecką artylerię. W zamieszaniu kilku więźniom udaje się uciec. Bohaterowie obierają azymut na neutralną Szwajcarię, nie zdążą tam jednak dotrzeć, bo w międzyczasie, w wyniku wyjątkowo kretyńskiego zbiegu okoliczności zostają wzięci przez francuski ruch oporu za komandosów biorących udział w straceńczej misji.

the_inglorious_bastards_03

Nie będę stopniował napięcia i od razu powiem, że film jest rozbrajająco głupi. Pięcioro scenarzystów założyło się chyba kto wymyśli najbardziej nonsensowny motyw, bo pomysły typu strzelanie do Niemców z procy albo zaklejanie przestrzelonego baku gumą do żucia funkcjonują tu na porządku dziennym. Dodając do tego potraktowanie wojny już nawet nie jako przygody, lecz mało wyrafinowanej zabawy dla dużych chłopców, widać jaki jawi się obraz całości. No dobrze, będę sprawiedliwy – dwa albo trzy razy bohaterowie wypowiadają kwestie w stylu „dlaczego wciąż musimy się zabijać”, ale to chyba ktoś dopisał Castellariemu dla żartu w scenariuszu… Aha, jest jeszcze trwająca jakieś dziesięć sekund sekwencja w której na tle dramatycznej muzyki pada mnóstwo trupów w zwolnionym tempie, tak jakby reżyser pod koniec pomyślał sobie „hmm, no tak, wojna to piekło… czy jakoś tak. Trzeba by coś dokręcić w ten deseń żeby mnie przypadkiem za bezdusznego potwora nie wzięli”. Bądźmy szczerzy, wypadło to śmiesznie. Dialogi to konglomerat onelinerów i banałów znanych z pięciuset innych filmów. Za to co do akcji, to przyczepić się nie mogę – tempo zachowano odpowiednie, trup faszysty ściele się gęsto i intensywnie a strzelaniny oraz wybuchy zrealizowano w miarę profesjonalnie. No, może oprócz ostatniej eksplozji pociągu, która wyszła raczej komicznie. Chociaż jak tak teraz myślę, to osobnikowi, który poświęcił temu celowi swoja wypasioną kolejkę PIKO zapewne do śmiechu nie było.

the_inglorious_bastards_04

Słówko o aktorach – wyjętej spod prawa ekipie dowodzi weteran Bo Svenson, który z wielu filmowych pieców chleb już jadał. Towarzyszą mu m.in. Fred Williamson patrząc na którego wiemy już kto był protoplastą Kirka Lazarusa oraz inny weteran włoskiego kina rozrywkowego czyli Peter Hooten przypominający nieco młodego Erica Robertsa w którejś ze swoich co bardziej narwanych ról.

the_inglorious_bastards_05

Przyznam szczerze, że choć przez te wszystkie lata uodporniłem sie już nieco na filmową głupotę, w przypadku „Inglorious Bastards” na pewne motywy ciężko było mi przymknąć oko. Mimo wszystko choć ogląda się ten film nieźle, to naprawdę… mózg trzeba odłożyć na półtora godziny do lodówki, bo dogłębna analiza „Inglorious Bastards” może wywołać opłakane skutki dla zdrowia psychicznego. Nie o to jednak tu chodzi a o miłą i odprężającą rozrywkę przy padających jak muchy nazistach. W tym przypadku Inglorious Bastards” sprawdza się co najmniej przyzwoicie. Przyznam, że choć jestem pełen obaw, mimo wszystko dość niecierpliwie czekam na to co wysmaży Tarantino u którego notabene Enzo Castellari ma ponoć zagrać jakiś epizod.

„Outpost” – recenzja

ImageShack

Kraj: Wielka Brytania
Rok Produkcji: 2008

Reżyseria: Steve Barker
Scenariusz: Rae Brunton

Obsada:

Ray Stevenson
Julian Wadham
Richard Brake
Paul Blair

Sfa(nta)styczne zło nie umiera nigdy… i w sumie bardzo dobrze, bo inaczej nie moglibyśmy cieszyć się tak fajnymi filmami jak „Outpost”, u nas funkcjonujący na DVD jako „Eksperyment SS” (przysięgam, że już drugi raz tej nazwy w tej recenzji nie użyję). „Outpost” to kolejny horror w wojennej otoczce, udanie podążający ścieżkami przetartymi przez „The Bunker” i „Deathwatch”.

ImageShack

Historia jest prosta jak zajęcie Paryża w 1940. Pewien tajemniczy jegomość wynajmuje grupę najemników aby ci ochraniali go podczas przeprowadzania badań terenowych. Jak się później okazuje owe „badania terenowe” to nic innego jak infiltracja starego poniemieckiego bunkra gdzieś w Europie Wschodniej. Hunt, bo tak brzmi nazwisko naukowca, nie mówi oczywiście wszystkiego, co znajduje swoje konsekwencje w późniejszych wydarzeniach… Mówiąc krótko i w uproszczeniu – nasi bohaterowie muszą stanąć oko w oko z nazistami z piekła rodem. Jak zatem widać fabuła do najmocniejszych stron filmu na pewno nie należy i to wcale nie tylko z powodu jej relatywnej prostoty i, rzekłbym, wątłości pewnych założeń. „Outpost” bowiem bazuje na tym samym schemacie co wspomniani wcześniej poprzednicy, a także choćby „R-Point” czy nawet „The Keep” – grupa żołnierzy trafia gdzieś na odludziu na opuszczony bunkier/okopy/zamek, w którym najpierw zaczyna szwankować sprzęt (tu: radio) a potem pojawiają się siły niekoniecznie z tego świata. I chociaż ja nie mam nic przeciwko kolejnym tego typu historiom, chętnie obejrzałbym jeszcze ze dwadzieścia opierających się na takich założeniach produkcji, cieplej jednak przyjmę coś w tej kwestii nowego, oryginalnego. Wszak pole do popisu jest olbrzymie.

ImageShack

No ale koniec narzekań, bo podczas seansu bawiłem się naprawdę nieźle. Mogą podobać się zdjęcia, które są dosyć subtelne i unikające kolorystycznych ekstrawagancji. Od początku odgrywają dużą rolę w budowaniu nastroju. A ten zaiste bywa sugestywny a w porywach niemalże upiorny. Zresztą co tu dużo gadać, zatęchłe klaustrofobiczne pomieszczenia, opuszczone korytarze czy milczące sylwetki majaczące na tle ciemnego lasu sprawdzają się prawie zawsze. A gdy do tego dodamy trochę wyblakłą, ale wciąż ponuro dumną flagę z hackenkreuzem, nieme filmy dokumentalne będące zapisem tajemniczych i okrutnych eksperymentów jakie miały miejsce w bunkrze czy w końcu okutane w esesmańskie uniformy zjawy to… no miłośnik porządnego, B-klasowego, klimatycznego i niesilącego się na jakieś wydumane przekazy kina po prostu musi poczuć się usatysfakcjonowany.

ImageShack

Może słówko o bohaterach. Muszę przyznać, że takiej zgrai zakazanych pysków zebranych w jednym miejscu o jednej porze to dawno nie widziałem. Jeśli znacie „Rzym”, to kojarzycie na pewno Tytusa Pullo. Ja powiem tylko, że wcielający się w jego role Ray Stevenson gra również w „Outpost”, a jego bohater jest…ekhem… najprzystojniejszy z całej ekipy. Także chyba nietrudno sobie wyobrazić jak może wyglądać reszta. Aktorsko jest średnio. Poza wspomnianym Stevensonem, któremu nie można odmówić charyzmy, pozostali aktorzy niczego specjalnego nie pokazują a czasem grają odrobinę zbyt manierycznie. Choć być może wina to tak a nie inaczej zarysowanych postaci, które swoim „rysem psychologicznym” przypominają np. te z „Predatora”. Nie ma to jednak większego znaczenia, ważne że Tytus Pullo mocno trzyma ich w ryzach udowadniając jednocześnie, że z bronią palną radzi sobie równie dobrze jak z mieczem rzymskiego legionisty.

ImageShack

Jak to często w tego typu filmach bywa, szwankują próby wyjaśnienia co, jak i dlaczego. Tutaj także tłumaczenia owe wypadają trochę niedorzecznie i bełkotliwie, ale bądźmy szczerzy – nie to jest najważniejsze. Ja przynajmniej, oglądając sceny cichego marszu upiornych nazistów zacieśniających metaforyczną pętlę wokół karków pozostałych przy życiu bohaterów, zapomniałem o wysiłkach scenarzystów chcących sensownie wybrnąć z tego co sami nawarzyli.

ImageShack

No właśnie… naziści. Co tu dużo mówić, gdyby film poległ na wszystkich innych frontach, właśnie dzięki nim nadal bym go lubił. Abstrahując już od kwestii historyczno-ideologicznych jest coś niesamowitego w połączeniu grozy i nadnaturalności z hitlerowską symboliką. Jak mówi jeden z bohaterów „Ekspe…”, znaczy się „Outpost”: „Co by o nazistach nie mówić, styl to oni mieli.” I ja osobiście życzę sobie aby ów styl prezentowali jak najczęściej… na dużym i małym ekranie.

Sfastyczne Zło nie umiera Nigdy

Image Hosted by ImageShack.us

W ostatnich latach z ekranów kinowych najczęściej straszyły nas (z mniejszym lub większym skutkiem)  duchy, zombie i wampiry. Te ostatnie miały zresztą  spore wzięcie w tym roku, zarówno w kinie (Twilight) jak i  w telewizji (True Blood). Rok 2008 powoli zbliża się ku końcowi, wiec nasuwa się pytanie o to kto nas będzie przerażał przez kolejne dwanaście miesięcy? Odpowiedź może nie jest oczywista ale niektóre znaki na niebie i ziemi wskazują na pewną niszczycielską siłę, która nie narodziła się w umysłach ani opowieściach ludowych lecz istniała przez parę lat całkiem realnie i namacalnie.  A mam tu na myśli nazistów. Ostatnimi czasy wyskoczyło nieco większych i mniejszych produkcji, które eksploatują 'Sfastyczne Zło’ na rożne sposoby:

Image Hosted by ImageShack.usImage Hosted by ImageShack.usImage Hosted by ImageShack.us

„Dead Snow” czyli norweski ukłon w stronę takich kultowych klasyków jak Martwica Mózgu czy Martwe Zło. Czyli będzie i śmiesznie i strasznie. Zapraszam do krwawej galerii no i oczywiście do zapoznania się ze zwiastunem.

Image Hosted by ImageShack.usImage Hosted by ImageShack.us

„Stone’s War” – fabularnie przypomina kalkę z krążącego gdzieś na dvd „Outpost” z Ray’em 'Punisherem’ Stevensonem.  Grupa żołnierzy odkrywa w lesie tajemniczy bunkier w którym w czasie II Wojny niemieccy  uczeni przeprowadzali tajemnicze eksperymenty. Okazuje się że nie wszystkie zostały zamknięte. Zwiastun tutaj.

Image Hosted by ImageShack.us

„Iron Sky” – ta sama ekipa która stworzyła udany pastisz Star Treka – „Star Wreck” tym razem wzięła pod lupę  nazistowski sen o podboju świata i to w dość niekonwencjonalny sposób bo z… kosmosu (zwiastun)

Image Hosted by ImageShack.us

„Worst Case Scenario” jak na razie dostępne są tylko dwa zwiastuny zapowiadające tą produkcję ( zwiastun 1 i zwiastun 2 ) gdyż twórcy mają problemy z zebraniem odpowiednich funduszy aby ukończyć film. Szkoda byłoby gdyby ta kolejna wariacja na temat nazistowskich zombie nie doczekała się pełnej realizacji ponieważ charakteryzatorzy spisali się na piątkę!

Image Hosted by ImageShack.us

„Werewolf Women of the SS” – choć to tylko fałszywy zwiastun towarzyszący filmowemu dwupakowi ze stajni Tarantino-Rodriguez to mimo wszystko bawi oko. Tylko trochę żal iż nie udało się Robowi Zombie nakręcić całego filmu (a miał taki zamiar ) – na osłodę zostały komiksy.

W kinie mainstreamowym również czeka nas inwazja III Rzeszy :

Image Hosted by ImageShack.us

„Valkyrie” – Tom Cruise chce podreperować swoją upadającą karierę szykując zamach na Hitlera w thrillerze Bryana Singera. Zwiastuny obiecują mnóstwo napięcia i suspensu więc jakoś przeżyje scjentologicznego Cruise’a.

„The Reader” i „Good”– Kate Winslet i Viggo Mortensen wkładają niemieckie mundury licząc po cichu na Oskarowe nominacje ( więcej tutaj ).

„The Boy in Striped Pyjamas” czyli ekranizacja książki o tym samym tytule opowiadającej o przyjaźni syna nadzorcy obozu koncentracyjnego z żydowskim rówieśnikiem. Zwiastun tutaj.

Image Hosted by ImageShack.us

„Inglorious Basterds” – najbardziej przeze mnie oczekiwana historia z hitlerowskimi mundurami w tle. Tarantino znowu bawi się gatunkami, tym razem eksploatując kino wojenne z pod znaku „Parszywej Dwunastki” czy „Złota dla Zuchwałych”. Brad Pitt jako Aldo Raine będzie dowodził grupą żydowsko-amerykańskich żołnierzy w tajnej misji na terenie okupowanej Francji. W pozostałych rolach dość międzynarodowa obsada: Diane Kruger, Til Schweiger i Maggie Cheung. A na dokładkę Mike Myers, Eli Roth i  jako narrator Samuel L. Jackson.

Są już pierwsze oficjalne zdjęcia.

Skoro jest taki boom na panów w niemieckich mundurach, to ja jeszcze poproszę o ekranizację „Red Snow” Steve Niles’a i remake (lub raczej wierniejszą adaptację) „Twierdzy”, oparty o książkę Paula Wilsona.